Treść nagrania
Rasa istot negatywnych o nazwie Tulowie (Tulovies) cz. 3, ostatnia
Ciekawa analogia.
- Widzą mnie za każdym
razem, gdy się zbliżam.
Nie ma tutaj linii
elektrycznych, anten, ani przekaźników. Żadnej technologii na powierzchni ziemi. Całkowity brak jakichkolwiek urządzeń.
- Jak, się porozumiewają?
- Jak, się porozumiewają?
Mężczyzna nie odezwał
się. Zachował się podobnie, jak blondynka w spodniach. Otworzył drzwi i poszedł
przed siebie. Szłam za nim w odstępie dwóch metrów. Budynek tylko z zewnątrz wyglądał, jak większy bungalow. Wewnątrz, kształt budowli
przypominał łódź podwodną. Widziałam odrapane ściany i bardzo wąskie przejścia,
a także tunel do podróżowania pod ziemią, który w swojej konstrukcji, był
podobny do metra. Ruch w nim odbywał się na nieco innych zasadach, ponieważ
szyny, umiejscowione były blisko sufitu.
Mężczyzna prowadził
schodami w dół, a potem kluczył w górę, na pierwsze piętro. Jak tylko
dotarliśmy na miejsce, przemówił.
- Możesz tutaj, się rozlokować.
Rzuciłam okiem na
pomieszczenie. Znajdowałam się w wąskim, obskurnym holu, z kilkoma drzwiami po
obu stronach. Na jednym z nich wisiała stara, porwana szmata, szara od brudu.
Kobieta i mężczyzna przygotowywali zimną przekąskę na starym, drewnianym stole,
w pobliżu bardzo małego okna. Zwróciłam uwagę na ich styl ubioru, który był
odmienny dla każdej z płci. Mężczyźni nosili jasnoszare koszule i czarne,
materiałowe spodnie, natomiast niewiasta, miała na sobie jasne jeansy z
dziurami na nogawkach, beżową kamizelkę i białą luźną koszulę, miejscami
porwaną i szarą od zabrudzeń.
Mężczyzna usiadł na
podłodze i oparł plecy o ścianę.
Usiadłam naprzeciwko,
nieco dalej od niego.
Twarz jego nabrała
pogodnego wyrazu.
- Z czasem się przyzwyczaisz. Powiedział. - Jak widzisz, tam jest reszta ekipy. Spojrzał na nich i powiedział.
- Robią coś do jedzenia.
W tym momencie dziewczyna
odwróciła się, podeszła bliżej i usiadła obok mnie. Miała proste blond włosy do
ramion i jasną cerę. Nie odzywała się. Jedynie patrzyła na mężczyznę, który
kontynuował wypowiedź.
- Warunki nie są idealne,
ale da się wytrzymać.
Kobieta zaczęła drżeć na
całym ciele, jakby dostała konwulsji. Obserwowałam przez chwilę, co dzieje się
z nią, a potem rzuciłam się na ratunek, lecz ona zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu, a na podłodze pozostała plama przejrzystej wody, jaka gromadzi się
o poranku na powierzchni traw czy liści .
Dotknęłam palcami kałuży,
patrząc z niedowierzaniem w oku. - Co to jest?! Wykrzyknęłam, spoglądając na mężczyznę.
- Gdzie ona, się podziała?
Nie przejął się sytuacją.
Odpowiedział łagodnie.
- Tulowie nie krzywdzą ludzi, ale ich zabierają.
Wstałam na równe nogi,
wytrzeszczając oczy. - Co?! Zapytałam rozłoszczona.
Słowa krytyki cisnęły mi się na usta. Miałam wypowiedzieć je, lecz na schodach pojawiła się następna osoba. Była to kobieta w dojrzałym wieku, niezbyt urodziwa, o krótkich, ciemnoblond włosach zaczesywanych do tyłu głowy, ubrana w klasyczny, damski garnitur w ciemnoszarym kolorze. Kroczył ktoś jeszcze za nią, ale przystanął w połowie schodów. Widziałam jedynie czubek głowy z ciemnymi włosami.
Słowa krytyki cisnęły mi się na usta. Miałam wypowiedzieć je, lecz na schodach pojawiła się następna osoba. Była to kobieta w dojrzałym wieku, niezbyt urodziwa, o krótkich, ciemnoblond włosach zaczesywanych do tyłu głowy, ubrana w klasyczny, damski garnitur w ciemnoszarym kolorze. Kroczył ktoś jeszcze za nią, ale przystanął w połowie schodów. Widziałam jedynie czubek głowy z ciemnymi włosami.
Gdy kobieta weszła na
piętro, przystanęła i posłała władcze spojrzenie po wszystkich zebranych,
zatrzymując wzrok na mnie. Źrenice jej oczu nie były ludzkie. Wypełniało
ciemnożółte światło, łudząco podobne do płomienia ognia, które świeciło się,
niezbyt intensywnie. Wzrok był chłodny, nieco natrętny, jakby wyczekiwała
protestu z moich ust. Instynkt podpowiadał mi, że nie był to dobry moment na
wyrażenie oburzenia. Stałam w ciszy, z uniesioną do góry głową, nie okazując
ani uległości, ani strachu. Kobieta ponownie rzuciła na mężczyzn władczym
okiem, odwróciła się i zeszła schodami w dół.
- Jestem w wymiarze, gdzie
istoty przywdziewają człowiecze ciało.
To coś, przyszło mnie obejrzeć. Doskonale wiedziało, że jestem przybyszem. Zdradzał mnie ubiór i reakcje.
To coś, przyszło mnie obejrzeć. Doskonale wiedziało, że jestem przybyszem. Zdradzał mnie ubiór i reakcje.
Mężczyzna kontynuował.
- To kontroler. Pełni tutaj nadzór.
Nie odezwałam się.
Usiadłam z powrotem na podłogę, spuściłam głowę i zatonęłam we własnych
myślach.
Mężczyzna również
spoczął, nic już więcej nie mówiąc.
- Sprzeciw tutaj, jest raczej niemile widziany. Pomyślałam. - A ludzi
można policzyć na palcach dłoni. To chyba wymarły gatunek, który żyje pod
jarzmem Tulów...
Dziewczyna prawdopodobnie zginęła.
Została unicestwiona zgodnie z planem albo z powodu wzrostu liczebności
ludzkiej populacji. Tulowie uznali mnie za członka społeczności i dokonali redukcji. Wiedzą doskonale, co dzieje się wokół. Wszystko widzą,
słyszą i od razu działają, by nic, nie umknęło spod kontroli.
Za jakiś czas,
skonsultowałam się ze znajomym jasnowidzem, aby upewnić się o prawdziwości widzenia.
Czego się dowiedziałam?
Czego się dowiedziałam?
Moje przypuszczenia się
spełniły.
Rasa Tulów była
człekokształtna o obrzydliwej twarzy. Na Ziemię wymiaru drugiego, przybyli
statkiem kosmicznym, ogłosili się bogami, przejmując planetę pod swoje
panowanie. Ludzie stali się niewolnikami. Nie mogli uczynić niczego bez zgody
owej rasy. Musieli pracować na ich rzecz w bezwzględnym posłuszeństwie oraz
składać ofiary. Zostali zmuszeni do odprawiania rytuałów zabijania zwierząt i
ludzi. Tulowie przechwytywali dusze zamordowanych, wysysali z nich energię,
przetrzymując je w sarkofagach, a potem rozdzierali wycieńczone dusze, aby
uszkodzić ich struktury, które stanowią połączenie z Bogiem u każdego człowieka.To widział jasnowidz.
Jak zapewne się
domyślasz, gniewna i bezwzględna rasa Tulów, pochodzi ze świata ciemności. Gdy
zanikało życie na jednej planecie, przemieszczali się w inne obszary kosmosu w
poszukiwaniu istot żywych, by ich zniewolić, ciemiężyć i unicestwić. Gdy
wymagała tego sytuacja, wtapiali się w środowisko, przyjmując kształt
zwierzęcia czy człowieka. Różnili się od nich strukturą źrenic, które były
wypełnione światłem ognia, takim, jakie tli się w kominku.
Na tę chwilę,
prawdopodobnie, ludzkość ta wymarła z powodu odosobnienia od Boskiej miłości i
ochrony. Nie pojawił się u nich Jezus,
ani inna dobra, pomocna istota, która nauczyłaby prosić o obronę przed złem. Ziemianie
nie mieli obrońcy, więc zdani byli tylko na siebie. Starli się z wrogiem,
znacznie silniejszym od nich.
Taki los spotkał ludzkość
w wymiarze drugim.
Smutne to i niestety,
prawdziwe.
Donata Jabłońska
Komentarze
Prześlij komentarz