TULOWIE ( Engl. Tulovies). Historia Wszechświata cz.3 ost., odc. 9 (nagranie)

Treść nagrania
Rasa istot negatywnych o nazwie Tulowie (Tulovies) cz. 3, ostatnia
Ciekawa analogia.
- Widzą mnie za każdym razem, gdy się zbliżam.
Nie ma tutaj linii elektrycznych, anten, ani przekaźników. Żadnej technologii na powierzchni ziemi. Całkowity brak jakichkolwiek urządzeń.
- Jak, się porozumiewają?
Mężczyzna nie odezwał się. Zachował się podobnie, jak blondynka w spodniach. Otworzył drzwi i poszedł przed siebie. Szłam za nim w odstępie dwóch metrów. Budynek tylko z zewnątrz wyglądał, jak większy bungalow. Wewnątrz, kształt budowli przypominał łódź podwodną. Widziałam odrapane ściany i bardzo wąskie przejścia, a także tunel do podróżowania pod ziemią, który w swojej konstrukcji, był podobny do metra. Ruch w nim odbywał się na nieco innych zasadach, ponieważ szyny, umiejscowione były blisko sufitu.
Mężczyzna prowadził schodami w dół, a potem kluczył w górę, na pierwsze piętro. Jak tylko dotarliśmy na miejsce, przemówił.
- Możesz tutaj, się rozlokować.
Rzuciłam okiem na pomieszczenie. Znajdowałam się w wąskim, obskurnym holu, z kilkoma drzwiami po obu stronach. Na jednym z nich wisiała stara, porwana szmata, szara od brudu. Kobieta i mężczyzna przygotowywali zimną przekąskę na starym, drewnianym stole, w pobliżu bardzo małego okna. Zwróciłam uwagę na ich styl ubioru, który był odmienny dla każdej z płci. Mężczyźni nosili jasnoszare koszule i czarne, materiałowe spodnie, natomiast niewiasta, miała na sobie jasne jeansy z dziurami na nogawkach, beżową kamizelkę i białą luźną koszulę, miejscami porwaną i szarą od zabrudzeń.
Mężczyzna usiadł na podłodze i oparł plecy o ścianę.
Usiadłam naprzeciwko, nieco dalej od niego.
Twarz jego nabrała pogodnego wyrazu. 
- Z czasem się przyzwyczaisz. Powiedział. - Jak widzisz, tam jest reszta ekipy. Spojrzał na nich i powiedział. - Robią coś do jedzenia.
W tym momencie dziewczyna odwróciła się, podeszła bliżej i usiadła obok mnie. Miała proste blond włosy do ramion i jasną cerę. Nie odzywała się. Jedynie patrzyła na mężczyznę, który kontynuował wypowiedź.
- Warunki nie są idealne, ale da się wytrzymać.
Kobieta zaczęła drżeć na całym ciele, jakby dostała konwulsji. Obserwowałam przez chwilę, co dzieje się z nią, a potem rzuciłam się na ratunek, lecz ona zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu, a na podłodze pozostała plama przejrzystej wody, jaka gromadzi się o poranku na powierzchni traw czy liści .
Dotknęłam palcami kałuży, patrząc z niedowierzaniem w oku. - Co to jest?! Wykrzyknęłam, spoglądając na mężczyznę. - Gdzie ona, się podziała?
Nie przejął się sytuacją. Odpowiedział łagodnie.
- Tulowie nie krzywdzą ludzi, ale ich zabierają.
Wstałam na równe nogi, wytrzeszczając oczy. - Co?! Zapytałam rozłoszczona.
Słowa krytyki cisnęły mi się na usta. Miałam wypowiedzieć je, lecz na schodach pojawiła się następna osoba. Była to kobieta w dojrzałym wieku, niezbyt urodziwa, o krótkich, ciemnoblond włosach zaczesywanych do tyłu głowy, ubrana w klasyczny, damski garnitur w ciemnoszarym kolorze. Kroczył ktoś jeszcze za nią, ale przystanął w połowie schodów. Widziałam jedynie czubek głowy z ciemnymi włosami.
Gdy kobieta weszła na piętro, przystanęła i posłała władcze spojrzenie po wszystkich zebranych, zatrzymując wzrok na mnie. Źrenice jej oczu nie były ludzkie. Wypełniało ciemnożółte światło, łudząco podobne do płomienia ognia, które świeciło się, niezbyt intensywnie. Wzrok był chłodny, nieco natrętny, jakby wyczekiwała protestu z moich ust. Instynkt podpowiadał mi, że nie był to dobry moment na wyrażenie oburzenia. Stałam w ciszy, z uniesioną do góry głową, nie okazując ani uległości, ani strachu. Kobieta ponownie rzuciła na mężczyzn władczym okiem, odwróciła się i zeszła schodami w dół.
- Jestem w wymiarze, gdzie istoty przywdziewają człowiecze ciało.
To coś, przyszło mnie obejrzeć. Doskonale wiedziało, że jestem przybyszem. Zdradzał mnie ubiór i reakcje.
Mężczyzna kontynuował.
- To kontroler. Pełni tutaj nadzór.
Nie odezwałam się. Usiadłam z powrotem na podłogę, spuściłam głowę i zatonęłam we własnych myślach.
Mężczyzna również spoczął, nic już więcej nie mówiąc.
- Sprzeciw tutaj, jest raczej niemile widziany. Pomyślałam. - A ludzi można policzyć na palcach dłoni. To chyba wymarły gatunek, który żyje pod jarzmem Tulów...
Dziewczyna prawdopodobnie zginęła. Została unicestwiona zgodnie z planem albo z powodu wzrostu liczebności ludzkiej populacji. Tulowie uznali mnie za członka społeczności i dokonali redukcji. Wiedzą doskonale, co dzieje się wokół. Wszystko widzą, słyszą i od razu działają, by nic, nie umknęło spod kontroli.

Ciekawiło mnie, w jaki sposób ludzie radzili sobie w tym wymiarze. Miałam nadzieję, że znajdę odpowiedzi, lecz obudziłam się, a w głowie pozostał przekaz, że Bóg nie mógł już im pomóc.  Zastanawiałam się, dlaczego, był bezradny w tym przypadku.
Za jakiś czas, skonsultowałam się ze znajomym jasnowidzem, aby upewnić się o prawdziwości widzenia. 
Czego się dowiedziałam?
Moje przypuszczenia się spełniły.
Rasa Tulów była człekokształtna o obrzydliwej twarzy. Na Ziemię wymiaru drugiego, przybyli statkiem kosmicznym, ogłosili się bogami, przejmując planetę pod swoje panowanie. Ludzie stali się niewolnikami. Nie mogli uczynić niczego bez zgody owej rasy. Musieli pracować na ich rzecz w bezwzględnym posłuszeństwie oraz składać ofiary. Zostali zmuszeni do odprawiania rytuałów zabijania zwierząt i ludzi. Tulowie przechwytywali dusze zamordowanych, wysysali z nich energię, przetrzymując je w sarkofagach, a potem rozdzierali wycieńczone dusze, aby uszkodzić ich struktury, które stanowią połączenie z Bogiem u każdego człowieka.To widział jasnowidz.

Jak zapewne się domyślasz, gniewna i bezwzględna rasa Tulów, pochodzi ze świata ciemności. Gdy zanikało życie na jednej planecie, przemieszczali się w inne obszary kosmosu w poszukiwaniu istot żywych, by ich zniewolić, ciemiężyć i unicestwić. Gdy wymagała tego sytuacja, wtapiali się w środowisko, przyjmując kształt zwierzęcia czy człowieka. Różnili się od nich strukturą źrenic, które były wypełnione światłem ognia, takim, jakie tli się w kominku.

Na tę chwilę, prawdopodobnie, ludzkość ta wymarła z powodu odosobnienia od Boskiej miłości i ochrony.  Nie pojawił się u nich Jezus, ani inna dobra, pomocna istota, która nauczyłaby prosić o obronę przed złem. Ziemianie nie mieli obrońcy, więc zdani byli tylko na siebie. Starli się z wrogiem, znacznie silniejszym od nich.
Taki los spotkał ludzkość w wymiarze drugim.
Smutne to i niestety, prawdziwe.

Donata Jabłońska


Komentarze